czwartek, 11 lipca 2013

Przygotowania

Maj, kilka miesięcy później ...

Postanowiliśmy razem z Maćkiem, że w tym roku pobierzemy się. Miałam 27 lat, nieudane małżeństwo za sobą, wspaniałego syna, którego uwielbiam nad życie i faceta, dla którego zrobiłabym nawet wszystko. Na dzień, w którym powiemy sobie sakramentalne tak wyznaczyliśmy na 13 września, w piątek. Staniemy przy ołtarzu razem z gośćmi w małym, drewnianym kościółku we Wrocławiu. Niby wszyscy nasi znajomi, rodzina odradzają nam abyśmy w tym dniu brali ślub jednak my postanowiliśmy inaczej. 13 jeszcze piątek dziwili się nam. Jednak my nie wierzymy w przesądy. Od kilku tygodni szukam sukni ślubnej. Chciałabym, aby była skromna lecz też elegancka. Zwiedziłam już prawie wszystkie salony sukien ślubnych we Wrocławiu jednak nie znalazłam tej wymarzonej. W chodzeniu po sklepach pomagała mi Marika, wiem, że gdyby nie ona już dawno bym się zniechęciła i kupiła sukienkę jaka mi się nie podoba. Jedyny dzień w swoim życiu chciałabym być ubrana tak jak sobie pomyślałam. Jednak po oglądaniu następnych wieszaków z sukniami mój zapał malał. Z dnia na dzień coraz bardziej się bałam, że nie znajdę tej, którą chciałabym założyć w najważniejszym dniu mojego życia. Maciek wraz z Michałem i Piotrkiem weszli do pierwszego lepszego sklepu z garniturami i od razu po przymiarkach kilku garniturów go kupili tak samo było z garniturem dla Piotrka. Tak samo było z Mariką weszła do pierwszego lepszego sklepu i kupiła. Wyglądała w niej bardzo pięknie. Michał nie wierzył nawet własnym oczom. Miała czerwoną z czarnymi dodatkami, dopasowaną do nienagannej figury z lekkim wycięciem na plecach sukienkę. Z tego co mi mówiła do niej założy czarne dość wysokie szpilki, w ręku będzie miała też tego samego koloru co buty kopertówkę i czarne kolczyki z łańcuszkiem na szyi. Czy może ja mam zbyt duże wymagania. Jutro z Mariką odwiedzamy ostatnie dwa sklepy z sukniami we Wrocławiu i jeśli nie znajdę tej, która mi się podoba to kupię tą, która najbardziej mi pasuje do mojej figury.

Następnego dnia...

Słońce świeciło niesamowicie, prawie 3O stopni w cieniu, odwiedzamy ostatnie sklepy z sukniami ślubnymi. Wchodząc do sklepu rozglądam się za tą, którą sobie wymarzyłam. Przeglądając wieszaki natrafiłam na prawie identyczną, którą chciałam kupić. W kilka sekund byłam już w przymierzalni próbując zapiąć jej metalowy zamek. Z pomocą Mariki udaje nam się. Gdy przeglądałam się w lustrze nie przypuszczałabym, że mogę w niej wyglądać tak pięknie. Myślałam, że śnie i za chwilę się obudzę. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Po prostu mnie zamurowało. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Wyglądałam pięknie. Marika i pani ekspedientka tylko pokazały kciuk w górę z wymalowanym uśmiechem na twarzy. Teraz czekały mnie najgorsze dni. Kupując suknie nie przypuszczałam, że następne dni będą tylko polegać na chodzeniu po sklepach. Myliłam się. Buty, naszyjniki, ozdoby do włosów i nie wiadomo co jeszcze. Chciałam, żeby cała ta uroczystość wyglądała tak jak sobie wszystko zaplanowałam. Salę mamy już dawno załatwioną tylko jeszcze w sierpniu potwierdzimy menu. Najgorszym problemem jest ustawienie gości przy stole tak aby mogli porozmawiać na wspólne tematy. Alkohol kupimy prawie pod koniec sierpnia chyba, że wcześniej znajdziemy jakąś promocję. Makijażystka i fryzjerka umówione. Nasz taniec będzie najgorszym problem. Nie, że z Maćkiem jesteśmy jakieś dwie ofiary w tańcu, ale na królowych parkietu się nie nadajemy. Trzeba będzie ciężko ćwiczyć. W domu. Wieczorami. Martwiliśmy się, że nie zdążymy z przygotowaniami, a tak praktycznie wszystko mamy już ogarnięte. Tylko zostały nam jeszcze niektóre dodatki. Świadkami na naszym ślubie zostaną Marika z Michałem. Tak wspólnie zdecydowaliśmy. Mimo, że moja siostra i brat Maćka bardzo chcieli zostać jakoś wyszło tak, że nie zostali. Niebyli z tego powodu są zadowoleni, ale jakoś po pewnym czasie udało się nam im wytłumaczyć naszą decyzję. Po tygodniach, w których walczyliśmy żeby wszystko jakoś wyglądało wreszcie nastały dni błogiego lenistwa. Patrząc na kalendarz byłam szczęśliwa, że już niedługo zostanę żoną Maćka. Postanowiliśmy, że po ślubie postaramy się o rodzeństwo dla Piotrka. Często rozmawiamy na ten temat z nim i widzę, że bardzo się cieszy z naszej decyzji. Chciałby mieć siostrzyczkę lecz braciszkiem też się zadowoli. Mówi, że będzie się nią opiekował. Nie może się już jej doczekać. Co chwilę się pyta czy w brzusiu jest jego upragnione rodzeństwo. Ostatnio nawet nie pozwala mi nosić toreb z zakupami. Trochę w tym jest zasługi Maćka. Widzę, że chce go wychować dobrze, lecz to co oboje robią czasami mnie denerwuje. Kilka dni wcześniej gdy usiedliśmy wszyscy do kolacji Piotrek zapytał się Maćka czy może do niego mówić taka. Maciek od razu się zgodził, a ja miałam łzy w oczach, które tak szybko mi napływały. Nie mogłam powstrzymać emocji. Maciek z Piotrkiem od razu zaczęli mnie przytulać. Wiedziałam, że ten dzień jest jednym z najlepszych w moim życiu.

Wrzesień ...

Coraz bliżej było ślubu wszystko załatwione. Sala, orkiestra, muzyka, goście potwierdzili swoje przybycie. Marika bardziej przejmowała się niż ja, mimo, że to ja za kilka dni zostanę panną młodą, a ona świadkiem. Marika wraz z moimi koleżankami z młodzieńczych lat i studiów przygotowali dla mnie panieńskie. Było cudownie. Wybawiłam się jak za najlepszych lat. Trzeba przyznać i powiedzieć, że Marika ma dryg do organizowania tego typu imprez. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Gorzej było następnego dnia. Wróciliśmy do domu kilka godzin po 5. Pomimo, że każda z nas wypiła dość dużo alkoholu nie dla każdej następny dzień był prośbą o danie jej wody, soku z kiszonej kapusty lub ogórków. Jednak kac nie wszystkie nas wysłuchał i nie chciał odejść tak szybko jak przyszedł.

Dzień przed ślubem...

Ostatnie godziny wolności, ostatnia noc pomyślałam sobie widząc Marikę, która śmiała się ze mnie, że z tym co mam na głowie za dużo fryzjerka nic nie zrobi. Siano jak ja lubiłam określać moje włosy były bardzo trudne do ułożenia, a deszcz wyczuwały już na 1000 km, jak nie dalej wyginając się na wszystkie możliwe sposoby. Czasami nawet się zastanawiałam po kim odziedziczyłam moje włosy. Razem z fryzjerką uzgodniliśmy, że zrobimy na boku koka wtedy na pewno wytrzyma całe wesele i nawet noc poślubną. Najważniejsze, żeby fryzura nie rozleciała się po 2 godzinach od ułożenia. Makijaż wybrałam stonowany, trochę beżów i brązów na powiekach, lekko wytuszowane rzęsy i tak samo podkreślone usta. Nie chciałam wyglądać jak wymalowana lala, chciałam wyglądać naturalnie. W końcu to jedyny dzień w życiu. Serce biło mi coraz szybciej. Już za kilka godzin będę panią Nowakowską.

Wieczorem...

Maciek siedział u swoich rodziców. W swoim dawnym pokoju. Mimo, że mieszkaliśmy razem, ostatnią noc przed ślubem spędzimy osobno. Szykując kąpiel dostałam od niego sms’a.
- Śpij dobrze. Jutro musimy dać czadu, w końcu to nasz dzień i nikt nam go nie zepsuje. Dobranoc J
- Wiadomo w końcu to nasz dzień.  Mam nadzieje, że nic go nam nie zepsuje. Tęsknie za tobą nawet nie wiesz jak bardzo L Śpij spokojnie. J

Usnęłam nawet nie wiedząc kiedy. Nowakowska nie wiem kiedy przyzwyczaję się do tego nazwiska. Będę musiała w końcu jutro będzie najważniejszy dzień w moim życiu J

***
Komentarz odautorski śmieciowy. Nawet nie chce mi się pisać. Dziwie się jakim sposbem napisałam ten rozdział. Nie zdziwię się jak napiszecie, że jest do bani itp. Jutro POLSKA-BUŁGARIA jezu już żyje tym meczem. W górę serca, Polska wygra mecz :) Do zobaczenia kiedyś tam :) Pozdrawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz