środa, 7 sierpnia 2013

Ślub


„Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
 nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.”
 

Św. Paweł – List do Koryntian ( 1 Kor, 13 )

Ostatnie godziny wolności. Zaczynam powoli się denerwować. Obgryzam paznokcie, których tak praktycznie nie mam. Stara, a głupia powtarzam to sobie. Wciąż patrzę na zegarek, sprawdzając, która jest godzina. Wiem, że dobrze robię wychodząc za Maćka, że to odpowiedni kandydat na męża, ale to wszystko co będzie się działo w kościele jakoś mnie przeraża. Kocham go. Jutro wylatujemy na miesiąc miodowy, który będzie trwał tylko tydzień. Walizki już dawno spakowane, czekają tylko na wylot z Polski. Włochy, Rzym, góry, piękne zabytki. Tego właśnie mi trzeba. Ostatnie miesiące bardzo mnie wykończyły. Ciągłe planowanie wesela, dopinanie wszystkiego. Suknia, dodatki, buty. Muszę się zresetować, żeby mieć siłę, zanim z Maćkiem wyjedziemy na porządne wakacje, a prędko się nie zanosi na to. Zadzwonił dzwonek. Spodziewałam się fryzjerki i kosmetyczki. Tak to właśnie one. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Nawet nie wiem kiedy ten czas szybko minął, a moje włosy, paznokcie i makijaż wyglądały zniewalająco, nawet sama nie spodziewałam się takiego efektu. Już za dwie godziny będę szła do ołtarza z moim tatą za rękę. Coraz bardziej się denerwuje. Chciałabym mieć to już dawno za sobą. Wyluzuj się – powtarzałam. Za godzinę ślub. Razem z Maćkiem i Piotrkiem, który spał u Maćka czekamy na naszych rodziców. Przyszli dali nam błogosławieństwo i razem ze świadkami zeszliśmy na dół, wsiadając do samochodów. Dojechaliśmy do kościoła. Poszliśmy do zachrystii. Przez dłuższą chwilę rozmawialiśmy z proboszczem, który udzielić nam ślubu. Zauważa, że się denerwujemy stara się nas uspokoić. Dodaje słowa otuchy. Jesteśmy trochę mniej zestresowani. Ostatnie chwile przed rozpoczęciem ceremonii spędziliśmy osobno. Bałam się, że w ostatniej chwili z ślubu będzie nici, że Maciek nas zostawi, a ja po tym wszystkim się nie pozbieram. Bałam się o Piotrka. Dla mnie on zawsze będzie najważniejszy. Głupia jesteś on cię kocha. Nigdy cię nie zostawi. Przysięgał to tobie. – powtarzałam sobie w myślach. Nadeszła ta chwila. Wraz z ojcem dochodziłam do ołtarza, przy którym już stał mój ukochany z wielkim uśmiechem na twarzy. Już się nie bałam. Ciśnienie chyba ze mnie uszło. Trwała msza, aż w końcu przyszedł czas na złożenie przysięgi małżeńskiej, przed sobą, Panem Bogiem i wszystkimi zgromadzonymi gośćmi w kościele.
-Ja Maciej biorę sobie Ciebie Moniko za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
-Ja Monika biorę sobie Ciebie Macieju za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Założyliśmy sobie złote obrączki z wygrawerowaną datą ślubu i naszymi imionami, które wcześniej podał nam Piotrek. A teraz możesz pocałować Pannę Młodą. – powiedział ksiądz i nawet nie zdążyłam spojrzeć w Maćkowe oczy, czułam tylko dotyk jego warg na moich. Szybki jest jakby nasze wcześniejsze pocałunki czymś innym się różniły. Byłam szczęśliwa. Wyszliśmy przed kościół. Odebraliśmy prezenty i kwiaty, wysłuchaliśmy życzeń i szybko zbieraliśmy grosiki, którymi zostaliśmy obrzuceni po wyjściu z kościoła. Razem z gośćmi udaliśmy się do restauracji, w której miało odbyć się wesele. Na szczęście obok był  mały pensjonat gdzie zamówiliśmy wcześniej pokoje dla naszych gości, którzy mieszkali daleko od nas. Wchodząc do lokalu zostaliśmy przywitani chlebem i solą. Jedzenie wszystkim smakowało. Impreza się rozkręcała. Pokroiliśmy piętrowy tort, wypiliśmy kilka toastów za nas. Północ. Przyszedł czas na oczepiny. Szczęście nas chyba kocha. Mój kwiaty złapała Marika, a muszkę Pana Młodego Michał. Gdy zapinałam Marice welon przeczuwałam, że coś się jeszcze tej nocy stanie, tylko nie wiedziałam jeszcze co. Po tańcu Nowej Młodej Pary dziwnie przeszedł mnie dreszcz. To nie był dreszcz spowodowany tym, że na sali było zimno bo wręcz przeciwnie nie dało się wytrzymać, mieliśmy wszystkie drzwi i okna pootwierane na jak najbardziej się da, ani taki, że się czegoś bałam. Dziwnie się z tym czułam. Po chwili zobaczyłam, że Michał szuka coś w spodniach. Już wiedziałam o co chodzi. Szuka czerwonego pudełka z pierścionkiem. Tak właśnie miał zamiar spytać się Marice czy zostanie jego żoną. Wszyscy ze zdziwieniem patrzyli się na nich tylko ja cieszyłam się jak głupia. Nagle cisza. Nie była to niezręczna cisza wręcz przeciwnie.
-Mariko wiem, że jesteśmy razem dość krótko, ale znamy się długo. Nigdy nie kochałem żadnej dziewczyny jak ciebie. Wiem, że ty też mnie kochasz. To znaczy tak mi się wydaje. Czy zostaniesz moją żoną??
-Tak głupolu. Tak zostanę twoją żoną. Już myślałam, że nigdy się nie odważysz. Kocham cię.
Michał założył jej pierścionek na palec. Wszyscy zaczęli skandować głośno „gorzko, gorzko”, aż w końcu się pocałowali. Porozmawialiśmy trochę z narzeczonymi, mówiąc, że takiego suprajsa nam zrobili, że głowa mała. Jeszcze chyba do nas to wszystko nie dotarło. Zaczęliśmy dalej się bawić. Poprosiliśmy naszych rodziców na środek sali podziękowaliśmy im za wszystko co dla nas zrobili. Przetańczyliśmy z nimi w kółku całą piosenkę dedykowaną właśnie dla nich. „Cudownych Rodziców mam” tak właśnie się nazywała. Niektórzy z naszych gości już dawno pożegnali się z weselem bo po wypiciu zbyt dużej dawki alkoholu spali na krzesłach. My jakoś się wstrzymywaliśmy. Nie wypadało na własnym weselu się tak upić. Mały już dawno spał. Już nie czułam stóp od tańczenia. Kiedy tylko się dawało zdejmowałam moje ukochane szpilki, jednak co chwilę ktoś mnie wołał do tańca. Nie wypadało odmówić. W końcu to jest tylko jeden dzień w swoim życiu. Trochę rozmawiałam z ciotkami, wujami mojego męża. Jak to ładnie brzmi, nie wiem jak się do tego przyzwyczaję. Po 6 opuszczaliśmy salę. Poszliśmy do pensjonatu, w którym mieliśmy zamówione pokoje. Wzięliśmy klucz od pani recepcjonistki zachowując się w miarę cicho, aby nie pobudzić innych gości. Dalej sami możecie się domyślać co się działo. Na pewno nie byliśmy spokojni. Po wszystkim szybko usnęliśmy bo w końcu jutro popołudniu wylatujemy do Włoszech. Strasznie się boję tego lotu bo nigdy nie latałam samolotami, ale nie ma co się martwic na zapas. Zobaczymy co będzie później teraz tylko wiem, że chcę być blisko niego. Tak dzisiaj już mogę to powiedzieć. Blisko mojego męża.

***
Niespodzianka!!! Wiem, że ostatnio nawaliłam i się mnie wogóle nie spodziwaliście, ale jakoś wena przyszła i tak wyszło, że powróciłam. Powiem wprost nie owijając w bawełnę. Nie podoba mi się ten rozdział może przez to, że w ciągu 15 lat nie byłam na żadnym weselu, a byłam zbyt mała żeby pomiętać dokładnie wszystko co się tam działo i nie umiem opisywać całej tej ceremonii w kościele i wesela chociaż wzorowałam się na weselach opisywanych w innych blogach lub opowiadań moich koleżanek przy okazji oglądając kilka płyt z tego wydarzenia. Chciałabym tylko o komentarze czy wam sie niepodoba czy podoba. Dziękuje z góry za wszystkie pozytywne i negatywne komentarze jeżeli jakieś będą. Pozdrwaiam z mega upalnych Kujaw. Nie wiem jak ja jutro wytrzymam przy ponad 35 stopniowym upale.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz