środa, 15 maja 2013

Spacer

Sobota. Był ranek. Zegarek pokazywał godzinę 7:30. Myśląc przez chwilę uświadomiłam sobie, że taka wczesna godzina, a ja już wstałam i to wyjątkowo nie do pracy. Odsłaniając okienne rolety ujrzałam słońce. Tak. Słońce świeciło za oknem. Weekend zaczyna się tak jak zaplanowałam. Najpierw spacer z moim ukochanym synem, oczywiście po drodze zwiedzimy plac zabaw, a dopiero później wybierzemy się na mały piknik. Gdy tylko mam wolną chwilę lubię ją spędzać z nim. Jak mówią moi znajomi. „Żabusia mamusi”. Bez mamy ani rusz. Tak zgadza się. Za nic go w świecie bym nie oddała. Nawet na minutę. Po śniadaniu, które razem zjadaliśmy zaczęliśmy przygotowywać potrzebne nam rzeczy do pikniku. W dużej torbie był już koc, butelka wody mineralnej oraz soku bananowego, kilka cukierków, którymi zajadał się Piotrek i kanapki przygotowane wcześniej. Zamykając drzwi pomyślałam, że ten dzień będzie najlepszym dniem od kilku miesięcy i tak właśnie było . Idąc uliczkami Wrocławia mijaliśmy ludzi, którzy tak jak my byli uśmiechnięci. Gdy mijaliśmy plac zabaw nie obyło się bez wstąpienia jak wcześniej przypuszczałam lecz dzisiaj był ten dzień, w którym pozwalałam mu na wszystko. Widziałam Piotrka uśmiechniętego od ucha do ucha. Z twarzy nawet na chwilę nie schodził mu uśmiech, nawet gdy dostał w głowę wiaderkiem, czy upadł na ziemię. Patrząc tak na mojego pobrudzonego, z wiaderkiem w ręku pełnym piasku syna usłyszałam ciche cześć. Po chwili odwracając pomału głowę zobaczyłam znaną mi postać. Tak, to był Maciek.
-Cześć!!! – Powiedziałam.
-Co ty tutaj robisz?? – dodał.
-To ja powinnam się spytać. – dodałam z uśmiechem na twarzy spoglądając cały czas na Piotrka.
-No tak jakoś wyszło, że musiałem się zająć moją chrześniaczką Marysią, a że mieszkam niedaleko to wpadliśmy na plac zabaw. – powiedział pokazując mi palcem małą ślicznotkę ubraną w różową sukienkę z wielkimi kokardkami na bokach.
-Chyba bardzo musiała spodobać się Piotrkowi bo cały czas razem się bawią. – zaśmiałam się.
-Tak?? Ten chłopiec w błękitnej koszulce to twój syn?? – zapytał.
-Tak. Nie widzisz podobieństwa. – dodałam w udawanym fochu i spojrzałam na Maćka, aby ujrzeć jego w tym momencie bezcenną minę.
-No wiesz tak przez te słońce jakoś nie zauważyłem. – dodał z zakłopotaniem.
-Taa jasne dobra wymówka. – powiedziałam.
-Nie wierzysz mi, ej no!!!
-No dobra wierze ci. – uśmiechnęłam się zerkając cały czas na bawiące się w piaskownicy dzieci.
-Miło się patrzy jak dzieci się dobrze ze sobą bawią. – dodał zmieniając temat, który najwyraźniej był mu nie pasujący.
-Widzę, że wujek się rozczula. – spojrzałam na bawiące się dzieci.
-Ej no nie śmiej się ze mnie – dodał obrażony.
-A czy ja się z ciebie śmieje. – powiedziałam.
-A tak nie jest.
-Nie ja tylko stwierdzam fakt. – uśmiechnęłam się.
-No dobrze niech ci będzie. – dodał.
-Wiesz w życiu się nie spodziewałam, że dzisiaj cię zobaczę i to w takim miejscu. Zaskakujesz mnie.
-Bo wiesz ja lubię zaskakiwać ludzi.-powiedział i patrzył się wprost w moje brązowe oczy
-Ciekawe czym mnie jeszcze zaskoczysz. – dodałam.
-Nie powiem ci niech to będzie nasza tajemnica.
-Tak. Ja nie lubię tajemnic. Źle mi się kojarzą. – powiedziałam spuszczając głowę, patrząc na swoje brudne od piasku sandały.
-Przepraszam tak jakoś nie pomyślałem nad tym co powiedziałem. Często tak mam najpierw powiem później się zastanowię. Nie gniewaj się na mnie naprawdę nie chciałem.
Na jego twarzy nie było już uśmiechu, był smutek. Nie mogłam patrzeć jak się zadręcza, że palnął głupotę.
-No dobra przeprosiny przyjęte – dodałam zostawiając mu mokry ślad na policzku. Tak to był pocałunek. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale nie żałowałam, że to zrobiłam. Zrobiłam coś nad czym się w ogóle nie zastanowiłam, tak jak wcześniej to robiłam.  
Spoglądałam odruchowo na zegarek i zobaczyłam, że wskazuję on już godzinę 16. Jak ten czas szybko leci – pomyślałam.
-Może wraz ze swoją chrześniaczką będziecie towarzyszyć mi i Piotrkowi na pikniku. Będzie nam strasznie miło jak się zgodzicie. – powiedziałam patrząc na jego twarz skąpaną w blasku słońca.
-No nie wiem, nie wiem.- dodał.
-Taka piękna pogoda. Nie daj się dłużej prosić. – błagałam.
-No dobrze, dobrze, ale my nic nie mamy na ten piknik. – powiedział z zakłopotaniem wypisanym na twarzy.
-Najważniejsze, że pójdziecie tam razem z nami. Dotrzymacie nam towarzystwa. O nic się nie martw. Jedzenia starczy dla wszystkich. – dodałam z uśmiechem na twarzy patrząc na reakcję Maćka.
-Bardzo śmieszne.
-No nie wiesz jak bardzo. – uśmiechnęłam się.
Zabierając nasze dzieci z placu zabaw, udaliśmy się na piknik, przez całą drogę rozmawialiśmy. W jego towarzystwie czułam się bezpieczna. Mimo, że był moim szefem nie okazywał mi tego. Był normalnym człowiekiem, z którym można było porozmawiać o wszystkim i o niczym. Był inny niż wszyscy. Właśnie za to najbardziej go lubiłam. Wysłucha, powie coś miłego, albo śmiesznego i nawet jeśli powie coś co najchętniej nie chciałby powiedzieć to i tak nie potrafiłabym się na niego gniewać. Dochodząc do parku, w którym miał być nasz piknik rozłożyliśmy  koc w cieniu. Usiedliśmy częstując się jedzeniem przygotowanym przez mnie na piknik. Dzieci zajadały się oczywiście cukierkami nie zostawiając nam ani jednego. Nad czym strasznie ubolewaliśmy. Małe łakomczuchy – powiedzieliśmy zgodnie. Dzieci zaczęły biegać po całym parku jak oszalałe. Oboje z nas ani na chwilę nie zwracaliśmy uwagę na inne rzeczy. Tylko na nich. Wtedy zobaczyłam...

 
*
Komentarz autorski chyba mi nie wyjdzie, ale się postaram. Ekhem :) No to 3 już do was leci. Jakoś wcześniej się wyrobiłam to dodaję. Przypływ weny tak to się nazywa. Pozdrawiam wszystkich czytających, zachęcam do komentowania i zostawiania swoich opinii :) Nawet tych nie najmilszych o ile takie będą ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz